Info

Suma podjazdów to 5820 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Maj8 - 2
- 2014, Kwiecień14 - 4
- 2014, Marzec10 - 2
- DST 139.00km
- Teren 30.00km
- Czas 05:52
- VAVG 23.69km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 147
- HRavg 129
- Sprzęt Wycieczkowo-roboczy
- Aktywność Jazda na rowerze
Gminobranie w woj. śląskim
Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 23.03.2014 | Komentarze 0
Trasa: Oświęcim, Bieruń, Bojszowy, Tychy, Mikołów, Łaziska Górne, Suszec, Kryry, Wisła Wielka, Strumień, Chybie, Landek, Zabrzeg, Goczałkowice Zdrój, Pszczyna, Wola, Harmęże, Pławy, Brzezinka, Oświęcim.
Postanowiłem uzupełnić listę gmin, na zaliczgmine.pl, o nowe gminy w okolicy. Ostatnio robiłem mały porządek w uaktualnianiu "zaliczonych" gmin i doszedłem do wniosku, że w tym rejonie mam małą biała plamę. Plan był ambitny (jak dla mnie) i udało mi się go zrealizować.
Po lekkim śniadaniu, wystartowałem ok. godz. 10.00. Pogoda była słoneczna, bezwietrzna, było ciepło, aż chciało się kręcić. Nie miałem sztywno ustalonej trasy. Załączyłem GPS-a i ruszyłem w kierunku płn.-zach. Nie przewidywałem wielu terenowych odcinków. Zdecydowana większość mojej drogi wyglądała tak:
Chwilę po 11.00 byłem w Tychach. Do których dotarłem krążąc po Bieruniu, Bojszowach i Świerczyńcu. Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię te rejony. Centrum ominąłem od strony południowej:
i ruszyłem na Mikołów.
Droga biegła po asfalcie, po polnych i leśnych szutrach. Nawet nie wiedziałem że jest tam tak dużo terenów leśnych z taką ilością przyjemnych "szutrówek". Zawsze wydawało mi się, że rejony śląska są mało zalesione i raczej szare. Rzeczywistość bardzo mnie zaskoczyła - pozytywnie. Na pewno jeszcze tam pojadę i to nie raz.
Pogoda nadal dopisywała. Ok. 12.00 drogą boczną:
dojechałem do drogi głównej (nr44):
która, w hałasie, smrodzie spalin i olbrzymim natężeniu ruchu samochodowego, zaprowadziła mnie do Mikołowa:
W Mikołowie zatrzymałem się na dłużej. Kupiłem mapę, drożdżówki i pooglądałem centrum. Widać było, że wiosna już zaczęła się na całego. Otwierały się ogródki na zewnątrz kawiarni, ludzie łapali pierwsze ciepłe promienie słońca na ławeczkach... Znak że o zimie można mówić już w czasie przeszłym. Samo centrum bardzo ładne. Większość elewacji odnowiona, otoczenie czyste, aż żal bierze, że u mnie w Oświęcimiu nadal rynek nie ukończony a i fronty otaczających go kamienic też nie są najpiękniejsze. Pewnie w Mikołowie włodarze bardziej dbają o swoje miasto...
Po pobieżnym zwiedzeniu centrum, ruszyłem dalej w kierunku Łazisk Górnych. Teren jest łagodnie pofalowany, tak że na nudę nie można narzekać, a i widoczki trafiały się ładne. Jakość dróg też w miarę przyzwoita i ruch nie specjalnie duży, pomimo że zbliżała się godzina 14-ta. I tak "falując" sobie, dotarłem w końcu w rejon elektrowni w Łaziskach:
Kilka/kilkanaście lat temu miałem okazję zobaczyć elektrownię od środka, jak i zwiedzić Muzeum Energetyki. Zainteresowanie wynika z tego, że pracuję w pokrewnej branży, tylko na mniejszą skalę (elektrociepłownia). Niemniej kotły parowe, to moje "królestwo" :-) i wszelkie okazje do obejrzenia innych tego typu zakładów chętnie wykorzystuję (a zwiedziłem ich już kilka w Polsce) No, to koniec przechwałek, jedziemy dalej...
Ponieważ celem dzisiejszej wycieczki była "zbiórka" gmin, to zaliczyłem jeszcze gminę:
a następnie właściwy cel mojego dzisiejszego wyjazdu, gminę:
W Suszcu znajduje się bardzo ładny kościół Parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika.
Co ciekawe, w XIV w. parafia ta należała do dekanatu oświęcimskiego.
Pierwszy kościółek w Suszcu istniał w 1326 r. i był drewniany. Potem przez lata kościół dwukrotnie spłonął. Był odbudowywany w drewnie. Przez okres 30 lat (po pożarze w maju 1770 r.) w miejscu kościoła stał drewniany barak, postawiony za własne pieniądze, przez ks. prob. Osieckiego. Pełnił on funkcję budynku sakralnego. Na dzień dzisiejszy kościół jest murowany. Więcej na temat parafii i kościoła TU, skąd pochodzą powyższe informacje.
W Suszcu również, przypada połowa (około) mojego dzisiejszego dystansu. Ponieważ jadę drogami zdecydowanie bocznymi, ruch samochodowy jest praktycznie pomijalny. Mniej jest również terenów lesistych, których wcześniej była przewaga (a może ja akurat takimi drogami jechałem ?) Dużo pól, otwartych przestrzeni oraz ładnych alejek, którym uroku dodaje ciągle świecące słońce:
I tak docieram do Wisły Wielkiej a następnie Wisły Małej, gdzie z drogi nr 939, widać już Zbiornik Goczałkowicki. Robi wrażenie, tym bardziej że patrzę na niego z kierunku krótszego brzegu. Zbiornik jest szerszy w kierunku wsch.-zach.:
Zbiornik istnieje od 1956 r. i jest zasilany przez rzekę Wisłę. Pełni funkcje zbiornika wody dla ludności i zakładów przemysłowych Górnego Śląska oraz przeciwpowodziową. Pomimo, że jest dosyć duży (ok.3200 ha) to jego średnia głębokość przy standardowym poziomi wody wynosi ok. 5,5 m, a na znacznej powierzchni nie przekracza 2 m.
Jadę dalej. W Strumieniu skręcam w lewo na Chybie. Po krótkim odcinku ruchliwej drogi 939, na odcinku Wisły Wielkiej i Małej, znowu nastaje spokój. Czasami minie mnie jakieś auto. Zaczyna wiać lekki wiaterek, na całe szczęście w plecy. Jedzie się wyśmienicie. Dojeżdżam do miejscowości Landek i odbijam do Zabrzegu. Przez przypadek wjeżdżam na szlak Greenways, który będzie mi towarzyszył prawie cały czas do Oświęcimia. Prawie, bo w Zabrzegu jadąc lasem odbijam w jakąś ścieżkę i dojeżdżam do szerokiego torowiska. Zastanawiając się jak dotrzeć bezpiecznie na drugą stronę, trafiam na taką przeprawę:
Tunel jakiś czy coś podobnego. Gdyby to była noc to, pomimo że nie jestem jakoś specjalnie strachliwy, wybrałbym przeprawę bezpośrednio przez tory. Te punkty świetlne w stropie to nie są lampy tylko dziury. Za dnia jest tam może i jasno, ale nocą...
Po opuszczeniu tunelu, drogą dziurawą jak szwajcarski ser, dojeżdżam do zapory na Zbiorniku Goczałkowickim. Dzięki temu mogę zobaczyć zbiornik po raz kolejny, tylko z drugiego brzegu, z zapory:
I pomyśleć, że godzinę temu byłem tam gdzie niebo prawie łączy się z ziemią. Tam bliżej lewej strony horyzontu.
Standardowo, na koronie zapory dużo rowerzystów, rolkarzy, biegaczy i innych miłośników ruchu na powietrzu. I bardzo dobrze, że naród nie gnuśnieje w domach.
Parę łyków wody i ruszam dalej. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że od rana jadę tylko na dwóch kromkach chleba z serkiem i jednej małej drożdżówce kupionej w Mikołowie. O dziwo nie czuję głodu, poza pragnieniem które na bieżąco staram się zaspokajać.
Po zjeździe z zapory jadę w kierunku Pszczyny. Niestety ruch nasila się, i ustaje dopiero po wjechaniu do ścisłego centrum: Pałac w Pszczynie
Rynek w Pszczynie
Na rynku zatrzymałem się jak zwykle w jednej z dwóch ulubionych kawiarenek, na kawę. Tym razem bez ciastka :-). Pomimo chylącego się ku zachodowi słońca, w przykawiarnianych ogródkach siedziało dosyć sporo ludzi. Było też kilku rowerzystów, którzy tak jak ja wracali z wycieczek. Po kawie, honorowa rundka dookoła rynku i obrałem kierunek na Oświęcim. Wyjechałem główną drogą i odbiłem w lewo na szutrówkę do Miedźnej. Słońce było coraz niżej na horyzontem:
W lesie zrobiło się jeszcze ciemniej i chłodniej. Minąłem się z kilkoma takimi jak ja "niedobitkami" wracającymi z tras do domu. Na Woli musiałem już załączyć oświetlenie, bo ruch na ulicach był dosyć spory jak na tą godzinę. Wjechałem na wał wzdłuż Wisły, i jadąc Greenwaysem, kierowałem się do Pław i Brzezinki. Księżyc cały czas mi towarzyszył:
Do domu dotarłem ok. 18.30. Na liczniku wyświetliło się 139 km. Nie spodziewałem się, że będzie tego tyle. Nie czułem zmęczenia, ale też tempo i trasa nie były jakieś wybitnie męczące. Wyjazd był bardzo udany, a i przy okazji wpadło kilka niezaliczonych gmin.
Oczywiście definitywne zakończenie dnia odbyło się u kolegi Krzyśka, ale ta część dnia nie była już oficjalna.