Info

Suma podjazdów to 5820 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Maj8 - 2
- 2014, Kwiecień14 - 4
- 2014, Marzec10 - 2
- DST 74.00km
- Teren 38.00km
- Czas 04:47
- VAVG 15.47km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 181
- HRavg 136
- Kalorie 3450kcal
- Sprzęt Górski
- Aktywność Jazda na rowerze
Lasy wokół zamku Lipowiec
Czwartek, 13 marca 2014 · dodano: 28.03.2014 | Komentarze 2
Trasa: Oświęcim, Podolsze, Kwaczała, Rudniki, Lipowiec, Wygiełzów, Żarki, Gromiec, Oświęcim.
Wczoraj "walczyłem" z lasami wokół Libiąża, dziś przyszedł czas na zamek Lipowiec i okolice. Korzystając z utrzymującej się pięknej pogody, wyruszyłem po południu, w kierunku Wygiełzowa. Żeby nie było za łatwo i zbyt klasycznie, pojechałem trochę dookoła. Najpierw, jak zwykle :-), przez Dwory na wał wzdłuż kanału Wisły. Potem przez Las, pomiędzy stawami do Podolsza. Następnie kilka kilometrów drogą nr 950 do Jankowic, gdzie odbiłem w prawo, między domy. Po chwili asfalt się skończył i pojawiły się bardzo przyjemne drogi szutrowe. Jechałem to bliżej to dalej od koryta Wisły. Cały czas świeciło piękne wiosenne słońce. Było bezwietrznie. Standardowo, przy domostwach, pojawiały się luźno biegające burki, ale chyba z powodu wiosennego lenistwa, stopień ich agresji wynosił "0", bo nawet nie chciało im się mnie gonić.
Po kilku kilometrach odbiłem w lewo do Rozkochowa i dalej, przez główną drogę, do Kwaczały. I zaczęła się "Golgota". Na początku droga prowadziła szerokim, równym asfaltem, w miarę płasko. Potem droga się zwęziła i lekko ruszyła pod górę. Nie było źle, nawet nie musiałem specjalnie "mieszać" przerzutkami. Po kolejnych kilkuset metrach rozpoczęła się wspinaczka. Nachylenie momentami wynosiło na pewno kilkanaście procent. Na sam widok zaczęły mnie boleć nogi. Niestety trzeba było przejść na młynek i powoli ciągnąć do góry. Każdy zakręt dawał mi nadzieję, że tuz za nim teren się wypłaszczy. No cóż nadzieja matką... itd. Ale matka kocha swoje dzieci, i po wielu bólach, udało mi się wjechać na samą górę bez schodzenia z roweru.
Po drodze młoda mama pchała swoją pociechę (góra 2-3 - letnią), na małym rowerku, pod tą samą górkę. Usłyszałem tylko:
- Mama, pan...
- Widzisz, pan też jedzie na rowerku...
@%$@^!!! - pomyślałem - JEDZIE !!!!, choć nie wiem czy to była jazda. Idąc tyłem, byłbym szybszy.
Generalnie - wjechałem.
Po chwili, gdy wróciło widzenie, a młot przestał mi walić po mózgu, rozejrzałem się i pomyślałem... Warto było się tu wspinać:
Żałuję tylko że nie zrobiłem zdjęć podjazdu. Niestety musiałbym się zatrzymać, a to już dyskwalifikowało by wjazd, jako wjazd bez przerwy. Następnym razem jednak zrobię jakieś zdjęcie, bo patrząc na zdjęcia wcześniejsze może wydawać się, że jechałem pośród równinnych łąk.
Wokół jak okiem sięgnąć, piękne widoki. Zdjęcia niestety nie oddają tego.
Chwilę odpocząłem, parę łyków izotonika i czas ruszać dalej. Trasa przebiegała polnymi drogami:
Po lewej i prawej stronie cały czas super widoki. Od południa Beskidy, od północy Płaza, Bolęcin, Piła kościelecka i w oddali Chrzanów, a z przodu gdzieś tam zamek Lipowiec:
Po drodze natknąłem się na kapliczkę czy może kościółek ? Piękne, ustronne miejsce. Niestety drzwi były zamknięte:
Jechałem połączonymi szlakami żółtym i czarnym. Droga wiła się nadal między polami i łąkami. Pojawiać zaczęły się też gospodarstwa. Po kilku kilometrach pojawił się asfalt i dołączyły kolejne kolory szlaków. W końcu dotarłem do skrzyżowania z którego dróżka prowadziła już tylko na zamek Lipowiec. Rozpoczął się bardzo ładny zjazd do zamku. Cały czas wśród drzew rezerwatu. Drogę tą pokonuję kilkanaście razy w roku, i o każdej porze roku :-) Nigdy mi się nie znudzi.
Pod sam koniec, już przy murach zamku, niewielki króciutki podjazd i już jestem na dziedzińcu podzamcza:
Jestem sam. Jeszcze zbyt wczesna pora roku na duży ruch turystyczny. Jak zwykle chwilka odpoczynku i szybki zjazd do skansenu w Wygiełzowie, a dokładnie do stylowej restauracji na terenie skansenu. Jak zwykle - kawa i ciastko, tym razem szarlotka z bitą śmietaną i lodami. Do tego jeszcze kawałki pomarańczy i dużo gęstego sosu czekoladowego... Pycha ! Polecam każdemu. Posiedziałem trochę i odpocząłem. Wyjąłem mapę i zastanawiałem się gdzie by tu jeszcze pojechać, bo do zachodu słońca zostało dużo czasu. Dokończyłem kawę i ciacho. Decyzja zapadła - przez Grodzisko do Pogorzyc.
Ze skansenu wyjeżdżam na drogę 781 w kierunku Płazy. Po kilkuset metrach odbijam w lewo, w wąską asfaltówkę, a po chwili w prawo, już na leśny szlak:
Początek jak zwykle jest bardzo przyjemny. Nachylenie kilka procent, podłoże twarde i równe:
Po jakimś czasie nawierzchnia robi się bardziej luźna. Tylne koło od czasu do czasu uślizguje się, a nachylenie powiększa się. I na tym podjeździe, na jego szczycie, zaliczyłem pierwszą glebę w tym roku. Na podjeździe !! Za bardzo odchyliłem się do tyłu, nacisnąłem na pedały chcąc ominąć korzeń i przednie koło mnie nakryło:
Stało się to tak szybko, że zdążyłem wypiąć tylko jeden but, drugi (lewy) został zatrzaśnięty w pedale i rowerek mnie ładnie przykrył.
Całe szczęście prędkość prawie żadna, szlak przysypany liśćmi, lądowanie było miękkie. Mimo wszystko - wstyd...
Pozbierałem się, otrzepałem z liści, rower nie ucierpiał, ruszyłem dalej.
Robiło się płasko i po chwili byłem na szczycie (jak to szumnie brzmi) Pogórskiej:
Rozpocząłem zjazd do Pogorzyc. Początkowo drogami polnymi, potem już asfaltem ostro w dół do centrum. Od centrum znowu do góry, w kierunku Zagórza. Bardzo przyjemnie pofałdowane tereny i dobre drogi. Oczywiście po zdobyciu podjazdu, znowu ładne panoramki:
Dojeżdżam do rozwidlenia dróg:
Szybka decyzja, wybieram lewą drogę ze względu na super nawierzchnię. Prawa odnoga prowadzi chyba w kierunku Chrzanowa. Na nią też przyjdzie jeszcze czas. Ruszam ostro w dół:
Nawierzchnia jest szorstka, jakby wykonana z betonu. Widoki wokół piękne, ale muszę pilnować trasy bo nachylenie pozwala na znaczne rozpędzenie się. Przy prawie 60 km/h lekko hamuję bo nie znam drogi. Następnym razem pozwolę sobie na więcej. Lubię takie zjazdy.
Na końcu zjazdu docieram do ruchliwej drogi na Chrzanów. Skręcam w lewo i jadę do drogi 780 (Chełmek-Kraków). Po przekroczeniu jej, znowu wjeżdżam w las. Przejeżdżam obok miejsca gdzie jeszcze dwa lata temu stała budka z kiełbasą z grilla. Było też piwo, kawa, herbata, soki, słodycze itp. dobroci. Niestety została spalona. Po raz drugi zresztą. Obok pozostał parking oraz drewniane stoły i stołki. Szkoda że już jej nie ma, bo zawsze robiliśmy sobie tutaj przerwę na posiłek czy jakąś kawę i ciacho.
Kieruję się szeroką leśną aleja na Metków. Po kilkuset metrach aleja zamienia się w leśną, piaszczystą drogę. Mijam odbicie do Kubicowego Bagna, gdzie jest źródełko dobrej wody ("Panie, na tej wodzie to najlepiej rosół wychodzi. Ze swojskiej kury panie... Z takimi okami..." - uświadamiał mnie kiedyś jakiś tubylec z kilkoma butlami pełnymi "superwody" ). Nic to, kiedyś przyjdzie jeszcze czas na wodę z tego źródełka jak i ze źródełka na Bukowicy, którą minąłem dzisiaj bokiem. Zrobię sobie źródlany wyjazd :-)
Dojeżdżam do Mętkowa i skręcam w prawo w kierunku Gromca. Ponieważ mam jeszcze trochę czasu do zachodu słońca, postanawiam przejechać się jeszcze jedną ulubioną leśną drogą. Odbijam na Żarki, i następnie po lekkim podjeździe, w las. I już jadę "moją" szutrówką:
Na początku tej drogi jest takie miejsce, gdzie chciałbym mieć swój mały dom. Gdyby jeszcze człowieka było na to stać... Zawsze się tam zatrzymuję i oglądam moją "posiadłość" :-)))) Kiedyś może zrobię zdjęcie i je tu pokażę.
Drogą tą docieram do miejsca gdzie szlaki: zielony (Greenways) i czerwony, prowadzą wzdłuż Wisły, do Gromca. Dalej standard: Gromiec - kładka prze elektrowni wodnej - Dwory II - Dwory - Oświęcim. Jestem w domu.
Wycieczka super. Wiosna dopiero startuje wiec nie ma jeszcze liści na drzewach. Dzięki temu w lasach widać dalej i często można się natknąć na ciekawe miejsca. Pogoda dopisywała. Na liczniku ponad 70 km. Zmęczenie żadne. Udany dzień. Trzeba będzie to powtórzyć w większym gronie ale tym razem, jak wspomniałem, szlakiem źródełek.
Na dzień dzisiejszy musi jednak wystarczyć wieczorne źródełko chmielowe u kolegi Krzyśka ;-))