Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robertos1 z miasteczka . Mam przejechane 1865.00 kilometrów w tym 382.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 5820 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robertos1.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 185.00km
  • Czas 09:08
  • VAVG 20.26km/h
  • VMAX 58.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 1230m
  • Sprzęt Wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka 2014 - Przemyśl-Oświęcim (Dzień 4)

Piątek, 2 maja 2014 · dodano: 05.03.2016 | Komentarze 2

TRASA: Szczawnica - Czerwony Klasztor (SK) - Spiska Stara Ves (SK) - Niedzica - Łapsze Nizne - Trybsz - Szaflary - Ludźmierz - Czarny Dunajec - Piekielnik - Jabłonka - Zubrzyca Dolna - Zubrzyca Górna - Przełęcz Krowiarki - Zawoja - Białka - Maków Podhalański - Mucharz - Wadowice - Zator - Oświęcim.

Budzę się wcześnie rano. Za wcześnie by spotkać się i pożegnać się z znajomymi. Robię śniadanie, potem piję kawę. Schodzę na dół i płacę za nocleg. Odbieram rower z garażu i zakładam sakwy. Chwilę rozmawiam z właścicielką i ruszam pod kwaterę Grześka. Już nie śpią. Żegnamy się i ruszam w drogę.
Plan na dzisiaj przewiduje dojechanie do Zubrzycy i nocleg na polu namiotowym, którym zawiadują rodzice mojego kolegi z pracy. I jak zwykle, plan planem a życie swoje.
Pierwotnie miałem jechać główną drogą na Czorsztyn i dalej na zachód i do Zubrzycy. Rano jednak postanowiłem pojechać "za granicę" i ruszyłem w kierunku Czerwonego Klasztoru na Słowacji. Odcinek Szczawnica - Czerwony Klasztor to 10 km pięknych widoków. Szczególnie rankiem. Droga biegnie wzdłuż Dunajca. Dookoła strome ściany Pienin. Polecam każdemu. Na opuszczonym przejściu granicznym zatrzymuję się aby zrobić kilka zdjęć i w tym miejscu pech po raz trzeci i ostatni daje znać o sobie. Łamie mi się nóżka od roweru. Dużo wytrzymała ale w końcu poddała się. Odkręcam resztki od ramy i całość ląduje w koszu. Zawsze to trochę mniej ciężaru do wożenia :-) Jadę dalej szlakiem który dobrze znam z wcześniejszych przejazdów na lekko.
Docieram do klasztoru. Jest dosyć wcześnie jak na ruch turystyczny. Na dziedzińcu zamawiam kawę i przeglądam mapę aby skorygować dzisiejszą trasę. Nie będzie żadnych utrudnień. Przez Spiską Starą Ves dotrę do Nidzicy i dalej Szaflary.
Kawa wypita. Chowam mapę i startuję. Pogoda lepiej niż piękna. Słońce świeci ale nie piecze, wiatru nie ma - żyć nie umierać. Zgodnie z planem. po równych słowackich drogach docieram do nieczynnego przejścia granicznego w Niedzicy i do zamku. Zamek omijam bo zwiedzałem go już chyba z cztery razy. Warto go zobaczyć w środku. Na chwile tylko wjeżdżam na zaporę pooglądać co się zmieniło. Pamiętam jak w latach osiemdziesiątych, kąpałem się z kolegą w Dunajcu jak jeszcze nie było zapory. Trwała budowa i istniały jeszcze domostwa tam gdzie teraz jest zbiornik.
Ruszam dalej. Falsztyn, Frydman, Krempachy aż do Szaflar. Tu zatrzymuję się na mały obiad. Następnie wjeżdżam na Zakopiankę i cisnę ile sił w nogach do odbicia na Ludźmierz. To był najgorszy odcinek w trakcie tego wyjazdu. Auta omijają mnie bardzo blisko. Momentami niebezpiecznie blisko. Dodatkowo smród spalin uprzyjemnia jeszcze bardziej życie.
Udaje mi się przeżyć ten odcinek. Jestem w Ludźmierzu. Stąd drogami wojewódzkimi, zaskakująco spokojnymi, dojeżdżam do Czarnego Dunajca. Dalej Piekielnik i już jestem w Jabłonce z której odbijam do Zubrzycy.
Zatrzymuję się przy sklepie aby uzupełnić zapasy picia w sakwach i ugasić pragnienie. Pijąc sok patrze na Nią, królową Beskidów, Babią Górę. Jest nie w humorze. Rozgniewana, czarno-sina z błyskawicami. Tak, burza. Z tego co widzę, to dosyć konkretna, bo po chwili zaczyna podać i na dole. Szybko chowam się na przystanku i modlę się aby pioruny ominęły moje schronienie. A biją nieźle. Po kilkunastu minutach nawałnica przechodzi i na niebie pojawia się słońce. Jadę dalej. Na wysokości odbicia na pole namiotowe zatrzymuję się. Znowu to samo. W planie był tu przewidziany nocleg, ale godzina jeszcze młoda, pogoda jest, siły są. Nie zastanawiam się długo. Jadę dalej. Poszukam miejsca na nocleg w Zawoi, jak tylko zjadę z Krowiarek.
No właśnie. Przede mną przełęcz Krowiarki, ostatni dłuższy podjazd. Tak prawdę mówiąc, mam obawy czy wjadę bez przerwy. Ale jak nie spróbuję to się nie dowiem. Ruszam. Nie jest źle, strach ma wielkie oczy. Nie jadę jakimś super tempem, ale jadę cały czas. Jest nawet przyjemnie ! Ta przyjemność mocno mnie motywuje. Po drodze widzę, że była tu niezła pompa. Drogą płyną jeszcze strumyki wody. W rowach widać ślady po spłynięciu wody i błota. I w końcu docieram na przełęcz. Jestem z siebie zadowolony, i zdziwiony jednocześnie bo nie czuję wielkiego zmęczenia. Siadam, jem oscypki z chlebem. Robię herbatę i rozglądam się dookoła, bo zaczyna się robić jakoś ciemno. Nadpływają ciemne chmury, oj będzie lać, wasza mać... Pakuję manatki i wsiadam na rower. Ruszam w dół szukać szybko noclegu w Zawoi. Po serpentynkach zatrzymuję się aby ubrać długie spodnie bo zrobiło się chłodno. Na dodatek zaczyna lekko kropić. Po chwili jednak przestaje. Jedzie mi się dobrze. Mijam Zawoję, Skawicę i docieram do Białki. Tam zatrzymuję się na skrzyżowaniu  z drogą krajową nr 28 i zaczynam liczyć... Do Makowa Podhalańskiego jest rzut beretem. Potem do Suchej Beskidzkiej też nie jest daleko, a tam znam miejsce gdzie nad rzeką Skawą mógłbym rozbić namiot i przenocować. Jedynym problemem jest droga. Krajówka, może być duży ruch. Mogę się trochę wrócić i przejechać lokalnymi drogami tyle tylko, że będzie więcej kiepskiej nawierzchni i trochę górek do pokonania. Decyduję się jednak na DK 28. Będzie źle, będę kombinował.
Ruszam do Makowa Podhalańskiego. Wbrew obawom, ruch znikomy. Dobry znak. Pedałuję dalej. Docieram do Suchej Beskidzkiej. I znów "myślenice". Jechać, nie jechać ? Pogoda znacznie się poprawia. Robi się cieplej, wychodzi słońce.
Jechać !!!
No to jadę. Ruch troszkę się wzmógł, ale nie ma tragedii. Mijam Swinną Porębę z niekończącą się budową zbiornika wodnego. Jedzie się dobrze, zadziwiająco dobrze. W głowie rodzi się myśl, a może do Oświęcimia ? Ta opcja błąkała mi się po głowie już w Suchej, ale teraz dojrzała do realizacji. Przeliczam kilometry, czas, siły... Jadę do domu.
Do Wadowic docieram bardzo szybko. Jakbym zażył jakiś dopalacz, zero zmęczenia. W Wadowicach przed zamkniętym przejazdem kolejowym zakładam kamizelkę odblaskową. Słońce już trochę niżej, co niektóre auta mijają mnie zbyt blisko, lepiej być dobrze widocznym. Rogatki podnoszą się i ruszam dalej. O dziwo kierowcy omijają mnie szerszym łukiem po tym jak założyłem kamizelkę. Czary czy co ?
Pogoda z pięknej zamienia się w rewelacyjną, jest jeszcze cieplej. Już wiem że dzisiaj będę nocował w domu. Dojeżdżam do Zatora. To już prawie jak w domu. Jeszcze kawałeczek i będę w Oświęcimiu. Po drodze mija mnie jakaś Skoda na Czeskich rejestracjach. Gość mnie wyprzedził ale nie oddala się. Zwalnia, zjeżdża na lawy pas i zrównuje się ze mną. O co chodzi ??? Co on kombinuje ? O drogę będzie pytał czy co ? Po chwili opuszcza się boczna szyba i sprawa wyjaśnia się. To dawno nie widziany, mój znajomy z pracy - Bogusław. Wraca z Czech gdzie teraz pracuje. Witamy się na odległość i ucinamy małą pogawędkę. Skąd, dokąd itp. Musiało to z boku śmiesznie wyglądać. Niestety ruch zmusza nas do zakończenia spotkania. Cześć, cześć i Bogdan jedzie dalej.
W oddali widać już kominy elektrociepłowni w której na co dzień pracuję. Już się nie zgubię :-)
Dzwonię do Szczawnicy, do Grześka. Nie może uwierzyć, że jestem już w Oświęcimiu. Ja też nie. Wieczorne słońce jeszcze daje trochę ciepła. W sumie nie muszę jechać jeszcze do domu. Postanawiam spotkać się z moimi kolegami. Jadę do garażu Krzyska gdzie, jak przypuszczałem, powinienem ich spotkać. I nie pomyliłem się. Siedzieli przy Perełce i dobrej muzyce. Dosiadłem się więc do nich i posiliłem czekoladą i złocistym izotonikiem. Trochę poopowiadałem o wycieczce i tak minął wieczór.
Już w domu podliczyłem cały dzień. Wyszło nieźle jak dla mnie: 185 km i ponad 11 godzin w trasie. Nawet nie czułem jakiegoś większego niż zazwyczaj zmęczenia. Wyjazd zaliczam do udanych i kiedyś go powtórzę tylko inną drogą.





Komentarze
robertos1
| 18:51 niedziela, 20 marca 2016 | linkuj Dzięki. Jakoś tak wyszło :-) Nie jestem wybitnym długodystansowcem i taki wynik to dla mnie dużo.
Valdemare
| 11:00 czwartek, 10 marca 2016 | linkuj świetny dystans dzienny !
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zyokr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]